Stawi się tutaj; ale i ja godna,
Byś mi powiedział, co gnębi twą duszę.
Zapadł już w trwogę; a komużbym raczej
Wśród takiej burzy otworzył me wnętrze? —
Ojcem był moim Polybos z Koryntu,
Matką Merope z Dorydy[1]. Zażyłem
Coś, co urazy zapewne jest godnem,
Godnem nie było takiego porywu.
Bo wśród biesiady podniecony winem
Mąż w twarz mi rzucił, że jestem podrzutkiem.
Się pohamować; nazajutrz badałem
Ojca i matkę, a oni do sprawcy
Takiej obelgi żal wielki uczuli.
To mnie cieszyło; lecz słowa te jednak
A więc bez wiedzy rodziców poszedłem
Do świętych Delfów, a tu mi Apollo
Tego, com badał, nie odkrył; lecz straszne
Zato mi inne wypowiedział wróżby,
Ród, który ludzi obmierznie wzrokowi,
I że własnego rodzica zabiję.
To usłyszawszy, zdala od Koryntu
Błądziłem, kroki gwiazdami kierując,
Hańby, któraby spełniła tę wróżbę.
l krocząc naprzód, przyszedłem na miejsce,
Gdzie według ciebie ten król był zabitym.
- ↑ w 774. Doris, mały kraik górski nad rzeką Kefisosem, na północ od Focydy.