Zeznam ci wszystko po prawdzie; gdym idąc
Wtedy obwiestnik i mąż jakiś wozem
W konie sprzężonym jadący, jak rzekłaś,
Mnie najechali, i z drogi mnie gwałtem
Woźnica spędzał wraz z owym staruchą.
Co mnie potrącił; a gdy to zobaczył
Starzec, upatrzył gdym podle był wozu,
I w głowę oścień mi wraża kolczasty;
— Oddałem z lichwą; ugodzon kosturem
Tnę potem drugich; a jeśli obcego
Łączyło jakie z Laiosem krewieństwo,
To któż nędzniejszym byłby od zabójcy,
Któż w większej bogów pogardzie i nieba?
Przyjąć pod dachem, ni uczcić przemową,
Lecz precz należy odtrącić. Nikt inny,
Lecz ja tę klątwę sam na się rzuciłem
A ręką kalam ofiary dziś łoże,
Nie zbezczeszczony doszczętnie? Jeżeli
Tułać się przyjdzie, w tułaczce już moich,
Ani ojczyzny oglądać nie będę.
Inaczej matkę bo pojąć i zgładzić
Ktoby w tem widział srogiego demona
Dopust, czyż domysł ten byłby fałszywym?
Niechbym nie zajrzał, o boże wy mocy,
Tego ja słońca i zginął bez wieści
Ostrzem by w moją ugodziło głowę.
Strasznem to, panie, lecz póki ów świadek
Prawdy nie wyzna, trwaj jeszcze w nadziei.