Mnie w pozłociste przybrano tam strzępy?
Dziś ja nieszczęsny, z nieszczęsnych zrodzony!
Troiste drogi i leśne ostępy,
Bory, rozbieżne wśród gęstwin wąwozy,
Czy wam wiadomem, czy dotąd pomnicie,
Co ja spełniłem i w jakie ja grozy
Zabrnąłem dalej? o śluby, o sromy!
Nas zrodziłyście, a potem posiewy
Objęły matki i żony i dziewy
Z krwi jednej, ojców i braci i syny
I hańby bezdeń wśród ludzkiej rodziny.
Lecz że te wstydy aż w słowa jąć trudno,
Zabijcie, albo w toń morza odludną
Strąćcie, bym nigdy nie wyjrzał już z fali.
Bierzcie mnie! niech się z was żaden nie wzdrygnie,
Dalej, bez trwogi, to takiej ohydy
Kiedy tak błagasz, właśnie w samą porę
Nadszedł tu Kreon, by działać i radzić,
Bo on po tobie tej ziemi jest stróżem.
Biada mi! Cóż ja do niego wyrzeknę?
Srodze ja wobec niego zawiniłem.
Nie by urągać przyszedłem, Edypie,
Nie by cię gromić za dawniejsze winy.
Lecz jeśli nie wstyd wam zwykłych śmiertelnych,