— Jakóbku! Uważaj!..
Leoś pomknął, jak strzała i pierwszy stanął przy chatce. Nie zastał tam nikogo ale na ziemi leżały dwa topory, gwoździe i deski.
— Janku, prędzej do mnie! Gońmy za nim! wołał Leoś zdyszany.
Po krótkiej chwili słychać było krzyk:
— Jest! Jest! Już go mam!
— Nie! Uciekł! Łap go! Na prawo!
— A ty zajdź z lewej strony!.
Dziewczątka słuchały tych głosów i nawoływań, wreszcie wysunął się Janek rozczochrany, zmęczony biegiem; po chwili ukazał się Leoś również potargany i znużony. Pytał Janka pośpiesznie:
— Widziałeś go? Jakże można było wypuśbić go z rąk?..
— Słyszałem, że uciekał, roztrącając gałęzie. Kierowałem się ich chrzęstem, ale nie dojrzałem nikogo. Tak samo, jak i ty goniłem napróżno — odparł Janek.
Nagle wpadł Jakóbek zadyszany.
— Za kim biegliście tak, krzycząc? zapytał udając zdziwienie.
— Wiesz lepiej od nas, nie udawaj nie-
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.