lazł się obok Janka ku strapieniu rodziców. Janek widział już z góry Zosię na dnie głębokiego dziupła.
— Sznura, coprędzej sznura! wołał odważny chłopak.
Leoś, Kamilka i Madzia pobiegli w stronę młyna, żeby dostać sznura, tymczasem Jakóbek, który trzymał w ręku marynarkę, rzuconą przez Janka i swoją własną, podał mu je w mgnieniu oka. Janek zrozumiał, związał rękawy, wrzucił swoją marynarkę w otwór drzewa, trzymając mocno w ręku marynarkę Jakóbka i tworząc w ten sposób na poczekaniu sznur ratunkowy.
— Pochwyć, Zosiu, z całej siły ten koniec, oprzyj się nóżkami o pień wewnętrzny drzewa, uważaj dobrze, aby się nie ześlizgnąć, gdy będę ciągnął w górę.
Janek mówił szybko, dobitnie. Jakóbek dopomagał mu jak mógł, ale szczęściem ojciec przybył w porę dla wyswobodzenia dziewczynki, której twarzyczka blada i zmieniona do niepoznania pod wpływem strachu ukazała się wreszcie nad brzegiem otworu. W tej chwili sznur przygodny zechrzęściał, słychać było pęknięcie materjału, Zosia krzy-
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.