starczyło, ale nikogo nie było w pobliżu, a głos mój był przytłumiony, jakby wychodził ze studni.
— Biedna Zosia! Jakże musiałaś być przerażoną, jakie znosiłaś męki! zawołał Janek ze współczuciem.
— Byłam jakby zmartwiała ze strachu. Myślałam, że mnie nikt nie odnajdzie, a wszystkie wysiłki dania znać o sobie nie na wiele się przydały. Słyszałam nawoływania i kroki przechodzących obok mnie, ale czułam, że głosu mego nie słyszą i dopiero poczciwy i odważny Janeczek jakoś przypadkiem usłyszał i uratował mnie z pomocą miłego naszego Jakóbka.
— I to właśnie był jego pomysł, związanie ubrania, żeby cię wyciągnąć jak najprędzej — dodał Janek.
— Jakóbek jest jako lew śmiały! zawołała Stokrotka, całując małego chłopaczka.
— Raczej można by go porównać do wiewiórki z powodu ruchliwości i umiejętności łażenia po drzewach — zaważył Leoś z miną drwiącą. Stokrotka oburzyła się i odrzekła:
— Każdy ma swój sposób okazania
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.