— Miałam zaledwie lat cztery kiedy to się wszystko działo — rozpoczęła Zosia. — Sądziłam, że mi to już wyleciało z głowy, ale dziś przypominam sobie najwyraźniej jak mamusia jechała zemną do Paryża; Pawełek był też z nami. Tatuś zawiózł nas do akiegoś miasta portowego. Wsiedliśmy na, okręt, tatuś z mamusią i zemną i ciocia Aurelja z wujkiem ze swym synkiem, Pawełkiem. Pamiętam, że twój tatuś, Stokrotko, był bardzo dobry dla nas i ten Lecomte ciągle się też uwijał. Jego twarz doskonale wraziła mi się w pamięć. Płynęliśmy bardzo długo. Naraz usłyszeliśmy jakiś huk straszny i tak mocne uderzenie od spodu okrętu, że wszyscy się przeraziil. Krzyk, wrzask był niesłychany, biegano w różne strony, padano na kolana. Ojciec, mama i wujek z ciocią stali na pokładzie. Pawełek uczepił się twego tatusia, Stokrotko, i nie chciał go odstąpić ani na chwilę, gdy ten wydawał rozkazy: „Spuścić szalupy! Prędzej! Prędzej! Prędzej!“ Ojciec schwycił mnie na ręce i chciał wskoczyć do łodzi, w której siedziała już mama, ciocia i wujek ale nie zdążył. Pamiętam, że wołałam: „Poczekajcie na
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.