opieką komendanta płynąłem z nim na tratwie w dal nieznaną. Dotarliśmy, dzięki zręcznemu wiosłowaniu, do jakiegoś wybrzeża. Normandczyk stoczył beczułkę z wodą i wyniósł resztki zapasów do jedzenia na ziemię.
Pożywiwszy się nieco poszliśmy szukać cieniu, gdyż słońce mocno dopiekało. Czułem się bardzo zmęczony, ale widząc to komendant wziął mnie na ręce, nie dając wyręczyć się Normandczykowi. Doszedłszy do palmowego lasu, spoczęliśmy pod drzewami. Komendant rozłupał orzech kokosowy siekierą i dał mi go do sprobowania. Znalazłem, że jest wyborny. Normandczyk przyniósł świeże daktyle. Uraczyliśmy się tymi przysmakami. Położyłem się spać. Przez ten czas komendant ze swoim pomocnikiem urządzili wspaniałe legowisko i rodzaj jadalni, wyłożonej olbrzymiemi liśćmi palmowymi. Nasza beczułka wody i prowizje z okrętu były tu umieszczone. Gdyśmy zajadali w najlepsze dał się słyszeć jakiś szelest. Komendant nakazał nam milczenie. Lecomte został wysłany na zwiady, a mnie pociągnął mój przybrany ojciec za
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.