chciał zbudować tak pięknej chatki, jaką komendant zrobił dla króla, wreszcie pewnego dnia zniknął bez śladu. Zapewne odpłynął cichaczem i zmarło mu się gdzieś na morzu z głodu i pragnienia. To były jedyne relacje, jakie mieliśmy o zaginionym.
Wódz zapragnął koniecznie zabrać z sobą komendanta. Król sprzeciwił się temu. Wynikła gwałtowna sprzeczka pomiędzy dzikiemi, której omal nie padł ofiarą, gdyż wódz zamierzył się na niego maczugą, wołając do króla: „Nie chcesz mi pożyczyć swego przyjaciela, więc i ty go mieć nie będziesz!“ W tej chwili przyskoczyłem do wodza i ukąsiłem go w ramię. Porwał mnie i cisnął o ziemię z taką siłą, że straciłem przytomność.
Komendant opowiadał mi potem, że wynikła zacięta walka pomiędzy dzikimi, w której twój tatuś, Stokrotko, dokazywał cudów waleczności. Wódz ze swoim oddziałem został doszczętnie pokonany.
Na wybrzeżu wyspy urządził komendant rodzaj masztu z wywieszoną na nim flagą, mającą wskazywać żeglarzom, że rozbitki oczekują ich pomocy.
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.