— Niech pani będzie spokojną — odezwała się Madzia — wszystkie aleje są piaskiem wysypane.
Pomimo, że ogród był bardzo dobrze utrzymany i nie dawał żadnych powodów do obaw, Jolanta wydawała od czasu do czasu okrzyk przerażenia nadeptawszy na kamyk lub ujrzawszy żabę zdaleka. Widząc jednak, że te jej okrzyki nie robią na nikim wrażenia, zaprzestała udawać i jakoś pomyślnie doszła do ogródka dziewczynek.
Na widok chatek zrobiła lekceważący grymas.
— Ach, więc to są owe dworki wychwalane! szepnęła przez zęby. I chciało się też wam zabrać do takiej brudnej roboty! Mój ojciec ma stałych robotników, którzy wykonywują każdą rzecz obstalowaną.
— Myśmy pracowały nad tem same i dlatego właśnie są nam miłe te nasze chateczki — odrzekła Madzia.
— A czy można wejść do środka? pytała Jolanta.
— Ależ naturalnie. Oto jest moja, a tamta Madzi i Leosia — objaśniała Kamilka.
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.