dużo pieniędzy! Wszyscy kłaniają się, poważają, cenią...
— O, na to nigdy się nie zgodzę — wtrącił Pawełek. Czy poważasz i cenisz tych nowobogackich, którzy tu byli przed chwilą? Czy sądzisz, że są od nas szczęśliwsi? Jeżeli ma się co jeść, w co się ubrać, a przytem jeszcze można innych wspomagać, czegoż więcej potrzeba?
— Masz słuszność, mój chłopcze — rzekł pan Rosburg. Zobaczysz ilu ludzi uratujemy z biedy. Będziemy uczyć przykładem, jak żyć należy. Ale, ale, cóż to za hałasy? Słychać jęki i śmiechy. Co to może być takiego?
Pawełek nasłuchiwał chwilę, potem pociągnął za sobą Leosia, który miał minę wylęknioną.
— Chodźże Leosiu — szepnął mu na ucho, ze mną niema obawy. Okaź, że nie jesteś tchórzem.
Wziąwszy się za ręce pobiegli na drogę, skąd gwar dochodził. Obaj szwagrowie pani Marji z panem Rosburgiem szli w tęjże stronę, obserwując chłopców zdaleka. Okazało się że gromada wiejskich urwisów napadła
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.