na biednego idjotę i poturbowała go mocno. Pawełek rzucił się na ratunek, okładał pięściami zuchwałych, którzy nie dawali za wygranę. Leoś odpędził też napastników, wreszcie chwycił energicznie dwóch za czuby i uderzał głowami jedną o drugą. Na ten zgiełk niesłychany nadeszli trzej panowie, a na ich widok napastnicy pouciekali co prędzej przez płoty.
Podniesiono nieszczęśliwego idjotę, który klęcząc płakał i drżał cały. Był zbity i posiniaczony, ubranie na nim wisiało, porwane w strzępy.
Pan Fraypi wypytywał go, czy zna nazwiska tych nicponiów, którzy zabawiali się dręczeniem go przed chwilą. Idjota wymienił kilka nazwisk, które pan Fraypi zanotował, aby rodzicom chłopców dać porządną nauczkę. Odprowadzano następnie biedaka do rodziny, przy której mieszkał i obdarzono sowicie.
Po powrocie z wyprawy, Leon rzucił się w objęcia Pawełka, wołając:
— Pawełku, najdroższy przyjacielu, uratowałeś mnie! Nie jestem już tchórzem, czuję w sobie siły i energję do walki. Byłbym
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.