— O tak — odpowiedziała Zosia wzruszona — z całego serca przebaczyłam. Mam dla niej wielką litość.
— Mam nadzieję że i Bóg jej przebaczy, bo widzę skruchę głęboką tej nieszczęśliwej — rzekł pan Rosburg ze współczuciem.
Wszyscy oczekiwali powrotu Zosi i jej opiekuna, siedząc na ganku. Smutny stan opuszczonej kobiety czynił na zgromadzonych przygnębiające wrażenie. Pan Rosburg pochwalił zachowanie się Zosi lecz ubolewał, że raz jeszcze musi ją narazić na tak bolesny widok.
Nazajutrz pojechali znowu we dwoje, jak za pierwszym razem.
Chora leżała teraz w łóżku i była jeszcze bledszą niż wczoraj.
— Zosiu — wyszeptała, przyciągając pasierbicę do siebie. Posłuchaj. Mam córeczkę... Jestem zupełnie zrujnowaną... Nic jej pozostawić nie mogę... Ty, Zosiu, jesteś bogatą. Zaopiekuj się moją małą. Nie bądź dla niej taką, jaką ja byłam dla ciebie... Przebacz!.. Nic mi nie przyrzekaj... niczego nie wymagam... ale bądź dobrą dla mojej dzieciny. Bądź zdrowa, biedna Zosieńko... O, biedne, biedne dziecko moje!..
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.