Nie zbliżając się do ostatniego konia pani Irena nie miała już nic do dania ślicznemu stworzeniu, które wyciągało ku niej szyję, napróżno oczekując swej porcji i niecierpliwie grzebało nóżką.
— Cóż to? Zabrakło jednej kromki chleba zapytała z wymówką w głosie.
Wzrok jej spoczął na Żosi, która miała pełne usta i starała się pośpiesznie przełknąć ostatni kąsek.
— Ach, co za przebrzydły łakomczuch z ciebie! — zawołała pani Irena oburzona — kradniesz chleb moim ulubionym koniom, popełniasz przytem nieposłuszeństwo, wszak tyle razy mówiłam tobie, że nie wolno ci jeść tego ciężkiego chleba. Nigdy już nie pójdziesz ze mną do stajni a na obiad dostaniesz w swoim pokoju tylko kromeczkę chleba i chlebową zupkę.
Zosia spuściła smutnie główkę i poszła wolnym krokiem do domu.
Panna Julja, która bardzo polubiła swą małą wychowankę, zauważyła odrazu, że ma ogromnie strapioną minę.
— Cóżeś tam nowego zbroiła? zapytała Zosieńkę.
Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.