z posady. Żałowała ogromnie Zosi, która istotnie była chora i leżała cichutko w łóżeczku. Miała noc niespokojną, gorączkowała i dopiero nad ranem usnęła. Obudziwszy się, czuła jeszcze zawrót głowy, ale świeże powietrze orzeźwiło ją i powoli niedomaganie przeszło, dzień jednak był smutny, gdyż rodzice nie wzięli jej z sobą, jadąc na obiad proszony.
Dwa tygodnie trwały skutki żarłoctwa Zosieńki. Od tego czasu nabrała takiego wstrętu do śmietany i razowego chleba, że już nigdy do ust wziąć nie chciała. Nie słuchała też rad panny Julji, która była dla niej zanadto słaba i pozwalała czasem nie posłuchać mamy, to też pani Irena rozstała się z nią wkrótce i wzięła osobę bardzo łagodną ale stanowczą, która nie dopuszczała, aby Zosia uczyniła cokolwiekbądź wbrew woli matki.
W dniu imienin Zosieńki mamusia robiła zwykle jakiś ładny prezent swojej córeczce, ale nigdy nie mówiła naprzód co dla