Zosia bała się powrócić do salonu. Prosiła przyjaciółki, żeby weszły pierwsze, szła ukryta za niemi, nie chcąc być zauważoną przez macochę. Ale na nic się jej manewry nie zdały. Pani Fiszini rzuciła bystrym wzrokiem po przybyłych i ofuknęła Zosię groźnie:
— Jak śmiesz powracać do salonu? Czy sądzisz, że pozwolę ci zasiąść do stołu, ty złodziejko i kłamczuchu!
— Zosia jest niewinna, proszę pani, odezwała się Madzia odważnie. Wiemy już, kto wypił wino, Zosia powiedziała prawdę, zapewniając, że to nie ona.
— Ee, co tu gadać, moja mała; Zosia naplotła wam jakichś kłamstwo, a wy jej wierzycie. Znam ja ją dobrze i każę podać obiad w jej pokoiku. Niech go sama spożywa.
— To pani jest niedobra, a nie Zosia, zawołała nagle Stokrotka. Kasia od ogrodnika wypiła pani wino, a Zosia prosiła jej matkę, żeby ją nie biła, chociaż była przez panią ukarana niesprawiedliwie. Kocham bardzo Zosieńkę, a pani nie kocham wcale!..
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.
XIV
Odjazd