ści jadać ich nie tylko codziennie, ale i od święta, damy jej, mając dość dla siebie — odparła Kamilka.
— Dlaczegóż nie jada chleba, jarzyn i masła? Wcale bym nie zadawała sobie trudu smażenia konfitur dla jakichś brudasów!
— Nikt też cię o to nie prosi! — wmieszała się Stokrotka do rozmowy — Kamilka tylko na żarty zachęcała cię do pomagania w tej robocie.
— Jeżeli wiśnie są dla nas wszystkich przysłane, to i ja mam swoją cząstkę, zauważyła Zosia. Należy mi się także.
— Nic ci się nie należy — odrzekła Stokrotka — ale ponieważ nie jestem łakomą i skąpą jak ty Zosiu, to masz moje.
— To mówiąc, Stokrotka chwyciła garść wisien i cisnęła niemi w Zosię, która i tak już mocno rozgniewana, wpadła w złość straszną i uderzyła Stokrotkę pięścią w ramię. Kamilka i Madzia rzuciły się, by nie dopuścić Stokrotkę do odwetu i mała dała sobie wytłómaczyć, że niepotrzebnie szukała zaczepki z Zosią, ale ta ostatnia zamierzała odemścić za otrzymaną zniewagę.
— Puść mnie! wołała do przytrzymującej ją Madzi — muszę uderzyć tę zuchwałą dziewczynę tyle razy, ile wiśni rzuciła mi w twarz. Puść mnie, Madziu, bo i tobie się ode mnie dostanie!
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.