na cała. Ponieważ nie miała już nic do zniszczenia, musiała z konieczności uspokoić się nieco. Zastanowiwszy się nad tem co zrobiła, przeraziła się niezmiernie.
— Co też powie pani Marja? Jaką wyznaczy mi karę? Zapewne dostanę rózgi. Ale co tam! Tyle razy byłam bitą przez macochę, że to już na mnie nie sprawia wrażenia. Lepiej o tem nie myśleć i zasnąć sobie trochę.
Tak rozmyślała Zosia, leżąc z zamkniętemi oczyma, ale sen jakoś nie przychodził. Była wciąż niespokojna i oczekiwała otwarcia drzwi ze wzrastającym lękiem. Wreszcie usłyszała zgrzyt klucza w zamku.
Pani Marja, stanąwszy w progu, ogarnęła wzrokiem nieład w pokoju i rzekła do Zosi głosem spokojnym ale stanowczym.
— Proszę mi to zaraz pozbierać!
— Zosia stała teraz oszołomiona, nie zdająca się rozumieć, co się do niej mówi.
— Powiadam ci, zbierz natychmiast te papiery — powtórzyła pani Marja.
Ale i tym razem Zosia nie usłuchała, natenczas pani Marja rzekła:
— Pogarszasz swym uporem swoją winę i karę.
Poczem przywołała Elizę i kazała pokój uprzątnąć, sama usiadła na krześle i przyglądała się, jak kartki podartej książki
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.