stety, nie zasługujesz na pobłażanie, więc dowidzenia do jutra, moja panienko.
To rzekłszy, zwróciła się ku drzwiom, już brała za klamkę, gdy Zosia rzuciła się ku niej, przypadła do kolan, zatrzymując ją za suknię; okrywała jej ręce pocałunkami i szlochając, mówiła:
— Przepraszam!... Przepraszam!...
Pani Marja patrzyła na nią chwilę, jakgdyby chciała się przekonać, czy żal jej jest szczery, następnie pochyliła się, biorąc Zosię w ramiona i rzekła łagodnie:
— Szczera skrucha wiele przewinień zmazać może, ale ty, dziecko moje, postąpiłaś bardzo źle i nie możesz być zwolnioną od wyznaczonej kary, którą musisz przyjąć w pokorze. Do jutra wieczór nie zobaczysz się z twemi przyjaciółkami i masz wypełnić to wszystko, co kazałam.
— Kara będzie mi słodką do zniesienia, bo chodzi mi tylko o przebaczenie pani — mówiła Zosia pokornie. Byłam zła i niegodziwa, dobroć pani mnie wzrusza, proszę tylko nie gniewać się na mnie!...
Pani Marja ucałowała dziewczynkę, przypominając jeszcze, aby wypełniła zadanie. Na wieczór przyrzekła dać książkę do czytania, poczem wyszła z pokoju, nie zamykając drzwi na klucz. Ten dowód zaufania sprawił na Zosi silne wrażenie. Postanowiła
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.