do salonu i uścisnąć swe małe przyjaciółki. Zosia podziękowała serdecznie, a pani Marja powiedziała, że odwiedzi ją jeszcze przed pójściem z dziećmi na przechadzkę i wysłucha zadanej lekcji. Zosia uczyła się z taką pilnością, jakiej sama w sobie nie podejrzewała i ani się spostrzegła kiedy przyniesiono jej drugie śniadanie.
— Jakto? Już? zdziwiła się, widząc Elizę wnoszącę tacę. A co mi Eliza przyniosła dobrego?
— Jajka na miękko, kotlecik, skrzydełko z kurczęcia, kartofelki smażone, wyliczała Eliza, ale żadnych słodyczy ani owoców, bo pani mówiła, że więźniom się takich rzeczy nie daje i że panienka jest zbyt rozsądną, aby żądać coś więcej, niż to co jej wydzielono.
Zosia zarumieniła się z radości, słysząc dobre o sobie mniemanie i poczęła ze swej strony wychwalać dobroć i wyrozumiałość pani Marji.
— Panienka już się tak u nas poprawiła, że macocha nie pozna jej zupełnie — zawołała Eliza.
To przypomnienie o powrocie macochy nie bardzo pocieszyło Zosię, która starała się o tem nie myśleć wcale. Eliza miała przyjść wkrótce, by pójść z Zosią na spacer. Po godzinnej przechadzce Zosia powinna
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.