ochoty powrócić do klatki, nawet dla zjedzenia ziarna.
Do samego wieczora zbieg nie pokazał się wcale. Dziewczynki mocno były zaniepokojone, obawiając się, czy go nie spotkała jaka przykra przygoda.
Madzia odgrażała się, że go ukarze jeżeli jeszcze się na nią dąsa, ale w gruncie rzeczy żałowała bardzo swego wychowanka.
Nazajutrz, idąc na przechadzkę, rozglądały się dziewczątka, czy nie dojrzą gdzie szczygiełka, gdy naraz Stokrotka odskoczyła w bok i krzyknęła wskazując paluszkiem na ziemię:
— Patrzcie! Patrzcie! Biedny Mimi!
Garstka piórek i główka małej ptaszyny pozostały jako jedyny ślad po nim. Matka Stokrotki pochyliła się, żeby lepiej rozpoznać, co się z nim stało. Nie było wątpliwości, Mimi padł ofiarą jastrzębia, nie mając pojęcia o grożącem mu niebezpieczeństwie. Madzia rzewnie zapłakała.
Zabrano resztki pozostałe z wesołej i ulubionej ptaszyny i zamknięte w pudełeczku zakopano na krańcu dziecinnego ogródka. Dziewczynki urządziły tam rodzaj pomniczka z cegieł i napisały na deseczce: „Tu leży Mimi pożarty przez jastrzębia“.