Zosia pośpieszyła oznajmić swym małym przyjaciółkom o wielkiej nowinie. Zapanowała niezmierna radość. Wszystkie dziewczątka, wziąwszy się za ręce, poczęły tańczyć w koło, krzycząc przytem tak głośno, że Eliza nadbiegła, myśląc, że coś strasznego się stało. Dowiedziawszy się o powodach niezwykłego zamieszania, dobra dziewczyna podzieliła ogólną radość.
— Pomyśl tylko, moja Elizo, jakie szczęście! wołała Stokrotka zacietrzewiona. Zosia zostaje z nami na zawsze. Pani Fiszini wyszła zamąż i nie chce mieć Zosi przy sobie. Jakie szczęście, jakie szczęście!...
Dziewczynki uradowane wciągnęły Elizę do koła i wytańcowywały w najlepsze. Hałaśliwym okrzykom nie było końca. Co chwila ktoś z domowników zaglądał do dziecinnego pokoju, dla przekonania się, co się tam dzieje i każdy wychodził uśmiechnięty i rozpogodzony, gdyż wszyscy polubili Zosię i litowali się nad dzieckiem, mającem tak niedobrą macochę.
Wreszcie cztery dziewczątka, znużone tańcem, opadły na krzesła. Eliza również już tchu złapać nie mogła.
— Czy panienki wiedzą, że na wielkie uroczystości urządzają iluminacje? rzekła w końcu. Musimy dziś wieczorem uczcić pannę Zosię zapaleniem świateł.
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.