— Zkądże dostaniemy lampki, moja Elizo?
— Zrobimy same.
— Z czego? Z czego? dopytywała Stokrotka niecierpliwie.
— Z łupin orzechów włoskich, do których przymocujemy świeczki.
— Ależ to znakomity pomysł! Jakaś ty mądra, moja kochana Elizo! wołała Stokrotka zachwycona.
Wszystkie dziewczynki otoczyły Elizę, dopytując, jak się urządzi iluminację, ściskały ją, wieszały się na szyi, zaglądały jej w oczy. Nie mogąc już obronić się od ich natarczywości, Eliza wyrwała się przemocą, uciekła do swego pokoiku i zamknęła drzwi na klucz. Rozswawolone dziewczynki pukały do drzwi, prosiły, żeby jeszcze z niemi potańczyła, ale Eliza była nieubłagana.
Dzieci nasłuchiwały chwilę. Wydało się im, że słyszą jakiś dziwny chrzęst.
— Co tam Eliza wyprawia? szepnęła Zosia, zdawaćby się mogło, że piecze kasztany, które pękają z łoskotem.
Stokrotka zaglądała przez dziurkę od klucza, ale nic dopatrzeć nie mogła, gdyż Eliza odwróconą była plecami do drzwi.
— Mam pomysł — zawołała Kamilka, obejdźmy naokoło i zaglądnijmy przez okno. Nie oczekując nas z tamtej strony, nie będzie miała czasu się ukryć.
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.