i ujrzały przed sobą, małą wątłą dzieweczkę lat dwunastu może, w łachmanach, siedzącą na ziemi. Szlochała rzewnie i tak była w swym smutku pogrążona, że nie słyszała kroków zbliżających się do niej dzieci.
— Biedactwo! Jakie ciężkie musi mieć strapienie! zawołała Madzia.
Dziewczynka usłyszawszy głos obcy przy sobie, zatrwożyła się i już chciała uciekać, ale Kamilka przemówiła do niej ze współczuciem:
— Nie lękaj się, nic ci złego nie zrobimy.
— Dlaczego płaczesz? dodała Madzia, z litością przyglądając się nieznajomej, która wybuchnęła jeszcze głośniejszem szlochaniem.
Zosia i Stokrotka podeszły bliżej i starały się pieszczotliwemi słowami uspokoić rozżaloną. Wreszcie udało się wydobyć odpowiedź.
— Jesteśmy w tych stronach od miesiąca zaledwie — mówiła uboga dziewczynka — matka moja ciężko zaniemogła i nie może już pracować. Sprzedałam wszystko cośmy miały, żeby kupić chleba, chciałam jeszcze tę sukienczynę, którą mam na sobie spieniężyć we młynie, ale nie chciano jej nabyć, wygnali mię, a mała córka młynarzy ciskała we mnie kamieniami.
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.