— Dziękuję pani bardzo — odrzekła z wdzięcznością — ale wolę to wszystko zanieść mojej matusi.
— A sama wcale jeść nie będziesz?
— Obejdę się, jestem dość silna i zdrowa, odpowiedziało biedactwo, ale jej blada twarzyczka zaprzeczała słowom. Wziąwszy koszyk do ręki, dziewczynka zatoczyła się i musiała oprzeć się o drzewo, pomimo to, zapewniała jeszcze szeptem:
— Niech się panienki nie boją, to tylko tak ze wzruszenia, bo ja mam dość siły...
— Dajże mi ten koszyk, zaniosę ci go aż do domu — wtrąciła pani Rosburgowa, przejęta niedolą dziecka — czy mieszkacie stąd daleko?
— Tuż za lasem — odrzekła mała.
— Jak się twoja matka nazywa?
— Zowią ją „matka Fregata“, ale to nie jest prawdziwe jej nazwisko, bo nazywa się Franciszka Lecomte.
— A dlaczego zowią ją matką Fregatą?
— Bo mój ojciec był żeglarzem.
— Gdzież jest twój ojciec? Czy nie jest z wami? zapytała pani Rosburgowa z zainteresowaniem.
— Niestety, niema go i to jest właśnie nasze nieszczęście — odrzekła dziewczynka. Ojciec popłynął przed kilku laty na okręcie, który podobno rozbił się lub zaginął. Nie
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.