zanieść dziecinę aż do ławki, stojącej po drugiej stronie ogrodzenia.
— O tak, Elizo — zawołała Kamilka wzruszona — potrafimy ją zanieść. Biedne maleństwo całe we krwi, ale żyje, jestem pewna, że żyje! Daj je nam! Madziu, pomóż mi, proszę.
— Nie mogę, Kamusiu — odparła Madzia głosem słabym i drżącym. Ta krew, ta biedna matka zabita i to dziecko nieżywe odbierają mi siły potrzebne do pomocy. Nie mogę, doprawdy nie mogę, — dodała wybuchając płaczem.
— A więc zaniosę sama — rzekła Kamilka. — Starczy mi sił, ponieważ tak uczynić należy. Dobry Bóg mi dopomoże.
To mówiąc, podniosła bezwładną dziecinę, ujęła ją w ramiona i pomimo tego ciężaru zbyt wielkiego na jej lata, starała się wydostać z rowu, ale pośliznęła się i omal nie upuściła malutkiej na ziemię. Madzia, przemógłszy swój lęk, rzuciła się na pomoc siostrze i obie razem wydobyły się na równą powierzchnię drogi i doniosły dziecko do ławki przez Elizę wskazanej.
Zmęczyły się bardzo i oddychały z trudem. Kamilka położyła dziecię na swych kolanach, Madzia zaczerpnęła wody i podała siostrze, a ta zmyła krew z twarzy malutkiej dziewczynki i otarła chusteczką. Rado-
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.