— Co też ty mówisz, Stokrotko! Było bardzo dużo mchu.
— To szczególne dowody. Mam wrażenie, że kurz był na drodze.
— Wcale nie — zaprzeczyła Zosia. Wiesz co pójdziemy na lewo, ręczę ci, że ze pół godziny będziemy w domu.
Szły znowu w milczeniu; obie, coraz bardziej zaniepokojone, nie dzieliły się już z sobą smutnemi myślami. Po godzinie wytężonego marszu, Stokrotka zatrzymała się — mówiąc:
— Nie widzę jeszcze końca lasu. Strasznie już jestem znużona!
— Ach, jak mnie nogi bolą! szepnęła Zosia.
— Usiądźmy na chwilę, nie mam już siły iść dalej — rzekła Stokrotka.
Siedziały dość długo, pogrążone w smutnych rozmyślaniach. Stokrotka, oparłszy główkę na ręku, płakała cichutko, starając się ukryć łzy przed Zosią, żeby ją jeszcze bardziej nie zatrważać. Wreszcie, otarłszy oczy, prosiła, aby iść już coprędzej.
Zmrok zapadł. Strach i niepokój zwiększały się z każdą chwilą, głód i pragnienie dawały się we znaki.
— Droga moja — zawołała Zosia, zwracając się do Stokrotki — przebacz mi, żem
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.