ponowała, żeby każda z dziewczynek płaciła im po złotemu tygodniowo ze swych oszczędności, co stanowiło by sześnaście złotych miesięcznie.
— Będą przynajmniej mieli na chleb — rzekła ze współczuciem.
— Widzisz, Zosieńko, że przyszedł ci bardzo dobry pomysł, na jaki byś nie zdobyła się z pewnością przed rokiem — szepnęła jej Kamilka na uszko.
Mamusie pochwaliły zamiar dziewczynek, dodając jeszcze szczodry dar od siebie. Co tydzień Hurelowa otrzymywała różne podarunki ze dworu. Dzieci pamiętały zawsze o dołączeniu od siebie owoców, ciastek i różnych przysmaków, których wyrzekały się chętnie w celu zrobienia przyjemności osieroconej rodzinie, Dzięki staraniom pani Marji nie zbywało na nieczem Hurelowej i jej córce, które otrzymywały suknie prowianty i pomoc pienieżną. Pani Rosburgowa ze swej strony udzielała również dużo różnych pożytecznych rzeczy, a gdy w rok później Wikcia miała zaślubić bardzo porządnego młodzieńca, panie zajęły się jej wyprawą i weselem, a Hurelowa zamieszkała odtąd przy dzieciach, błogosławiąc aż po śmierci swe zacne opiekunki.