Nazajutrz przyniesiono żółwia wielkości talerza. Wypukły grzbiet, wyglądał jak pokrywa do nakrywania półmisków. Kolor jego był brudnawy, głowę i łapy miał schowane.
Jakież to obrzydliwstwo! Krzyknął Pawełek.
— A ja znajduję, że ten żółw jest bardzo ładny — odrzekła Zosia nieco urażona.
— Ma szczególnie miły wyraz i uśmiech uroczy — drwił Pawełek.
— Ty zawsze ze wszystkiego żartujesz — mówiła Zosia z niezadowoleniem,
— Najwięcej podoba mi się jego gracja i chód lekki — ciągnął Pawełek w tym samym drwiącym tonie.
— Przestań, proszę, — zawołała Zosia, łatwo unosząca się gniewem — zabiorę mego żółwia ztąd, jeżeli będziesz go wyśmiewał.
— Zabierz, zabierz, tem lepiej dla mnie. Nie będę się wcale o to gniewał — śmiał się chłopak.
Zosia miała wielką ochotę dać mu porządnego klapsa, ale się powstrzymała w porę, rzuciła tylko piorunujące spojrzenie na kuzynka. Chciała zanieść żółwia do ogrodu i położyć na trawie, ale był zbyt ciężki, stała więc nad nim bezradna.
Pawełkowi żal się zrobiło, że tak dokuczał Zosi, więc ofiarował swą pomoc, doradził włożenie żółwia do chusteczki i za-
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.