piel, będzie nią zachwycony — utrzymywała Zosia.
— Zkąd wiesz o tem? Mam wrażenie, że żółwie nie lubią wody.
Jestem pewną że lubią; czyż raki nie lubią wody? A ostrygi? Zółwie coś mają z niemi wspólnego — zapewniała Zosia i zabrawszy swego ulubieńca, który spokojnie wygrzewał się na słońcu, zaniosła przy pomocy Pawełka do sadzawki i wrzuciła z impetem.
Jak tylko żółw poczuł wodę, szybko wysunął głowę i łapki starając się wyzwolić, ale mu się to nie udawało. Dzieci przestraszone pobiegły do ogrodnika prosząc, żeby żółwia ratował.
— Nic już z niego nie będzie — rzekł ogrodnik, wiedząc, że żółwie pływać nie mogą. Wskoczył jednak do niezbyt głębokiej sadzawki i wyciągnął nieszczęśliwe stworzenie ledwie żywe, poczem zaniósł do izby i położył przy ogniu, żeby obeschło. Zółw schował głowę i łapy i nie poruszał się wcale. Po ogrzaniu chciały go dzieci zanieść z powrotem na trawę.
— Już ja sam go tam położę, ale coś mi się widzi, że nic jeść nie będzie — twierdził ogrodnik.
— Czyżby mu kąpiel zaszkodziła? — pyała Zosia zaniepokojona.
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.