wej o znęcaniu się macochy nad Zośką. Przy obiedzie wszyscy patrzyli pogardliwie na panią Fiszini, a Zosia nie śmiała podnieść oczu ani przemówić słowa i zaraz po wstaniu od stołu dzieci poszły bawić się do ogrodu. Na odjezdnem panie domowe prosiły, aby Zosię często przysyłano do nich.
— Jeżeli tylko życzą sobie panie widzieć u siebie to wstrętne stworzenie, odrzekła pani Fiszini, orzucając dziewczynkę wzrokiem pełnym złośliwości, będę najszczęśliwszą mogąc jej się pozbyć jak najczęściej. Jest tak nieznośną, że mi psuje wszystkie, moje wycieczki w sąsiedztwo. Dowidzenia, kochane panie. Siadaj do powozu, ty głuptasie! dodała uderzając Zosię po głowie.
Gdy powóz już się oddalił, Kamilka i Madzia nie poszły bawić się, ale pozostały przy matkach w salonie, rozmawiając jeszcze z ożywieniem o Zosi i o sposobach wyciągnięcia jej jak najczęściej z rodzinnego domu. Stokrotka już spała, a dwie siostrzyczki udały się też na spoczynek, rozmyślając jeszcze nad niedolą sieroty i dziękując Bogu, że im dał tak dobrą i kochaną mamusię.