— Nic nie chowam i nie jestem wcale zarumienioną — odparła Zosia z gniewem.
— Co? Nie jesteś może jak rak czerwoną? Madziu, Stokrotko, spojrzyjcie proszę na Zosię — zawołała Kamilka ze śmiechem.
— Sama nie wiesz co mówisz! Robisz wszystko, żeby mnie wyprowadzić z cierpliwości, wyrzekała dziewczynka ze łzami w oczach. Chcesz koniecznie, żeby mnie strofowano, to bardzo nie ładnie z twojej strony!
— Ależ Zosieńko, nie rozumiem zupełnie co ci się stało? Nie miałam wcale zamiaru draźnić się z tobą, a tymbardziej szkodzić ci w czemkolwiek. Jeżeli zrobiłam ci przykrość, to cię bardzo przepraszam.
Powiedziawszy to Kamilka podbiegła do Zosi, by ją uściskać, ale objąwszy ją w pół, uczuła jakiś przedmiot twardy w kieszonce. Spojrzała na drzewo i zrozumiała co zaszło.
— Ach Zosiu, Zosiu! szepnęła z wymówką, jakże źle postąpiłaś!...
— Daj że mi pokój, ty mały szpiegu, zawołała Zosia, unosząc się gniewem. Nic nie zrobiłam złego, nie masz prawa mówić do mnie w ten sposób; puść mnie i nie śmiej skarżyć, bo......
— Ależ nie myślę wcale cię oskarżać, moja Zosiu, nie chcę tylko pozostawać
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.