z tobą i widzieć skradzione przez ciebie gruszki.
Zosia wpadła w złość straszną i podniosła już rękę, chcąc uderzyć Kamilkę, ale oprzytomniawszy, zastanowiła się, że może ściągnąć na siebie uwagę starszych i być przyłapaną na gorącym uczynku kradzieży owoców. Odwróciła się więc tylko z miną pogardliwą i pobiegła szybko w stronę furtki ogrodowej, zamierzając zasiąść gdzieś na ustroniu i spożyć pochwycone gruszki.
Kamilka stała nieporuszona, patrząc na zmykającą Zosię i nie zauważyła nawet, że całe towarzystwo wracało znów tą samą drogą i że patrzano na nią ze zdumieniem, a także na drzewko owocowe.
— Niestety — zawołała pani Fiszini, zwracając się do gospodyni domu — dwie z pielęgnowanych starannie gruszek pani już znikły bez śladu.
Kamilka drgnęła i rzuciła okiem na drzewo, następnie na matkę.
— Czy nie wiesz przypadkiem co się z niemi stało? zapytała pani Marja, przyglądając się córce uważnie. Kamilka nigdy nie kłamała, więc matka ufała jej w zupełności.
— Owszem, mamusiu, wiem, odpowiedziała bez wahania.
— Wyglądasz jak winowajca! Czy to nie ty je zerwałaś?
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.