— O nie, mamusiu — odparła Kamilka.
— Więc cóż się z niemi stało? nalegała pani Marja — któż odważył się je przywłaszczyć?
— Odpowiedz, moje dziecko, zachęcała pani Rosburgowa — jeżeli wiesz, powinnaś nam powiedzieć.
— Nie zdaje mi się, proszę pani, żebym była obowiązaną.... odrzekła Kamilka lekko zarumieniona.
— Cha, cha, cha! ześmiała się pani Fiszini, zupełnie tak samo jak Zosia, która zrywa ukradkiem owoce, zjada je, a potem kłamie. Warte są jedna drugiej! Niech ją pani porządnie wytrzepie, to zaraz wyzna całą prawdę.
— O nie, wcale nie jestem podobną do Zosi! Nie kradnę i nigdy nie kłamię, zawołała Kamilka z żywością.
— Dlaczego jednak nie chcesz wyznać szczerze? zapytała pani Marja łagodnym ale stanowczym głosem.
Kamilka spuściła oczy i odrzekła cicho:
— Nie mogę, mamusiu!
Pani Marja tak wierzyła w szczerość słów dziecka, że spojrzała tylko badawczo i zamilkła, ale pani Fiszini nie przestawała drwić w dalszym ciągu.
Wszyscy odeszli i Kamilka pozostałała sama jedna, zalewając się łzami. Po kilku
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.