odważyły się wejść za nią, ale pozostały w sąsiednim pokoju, nasłuchując.
— Zbliż się tu, złodziejko! huknęła pani Fiszini ze złością. Dlaczego wypiłaś moje wino?
— Jakie wino? Nie piłam wcale wina, odrzekła Zosia przerażona.
— Jakie wino? Śmiesz jeszcze pytać, ty kłamco bezczelny! Z karafki w mojej ubieralni.
— Zapewniam mamę, że nie wypiłam tego wina i nie wchodziłam wcale do maminego pokoju — odparła Zosia ze łzami.
— Co? Nie wchodziłaś do mego pokoju? Nie weszłaś przez okno? A zkądże te ślady małych stóp na piasku pod oknem mojej ubieralni?
— Zaręczam mamie... zaczęła Zosia, ale pani Fiszini nie pozwoliła jej przyjść do słowa i chwyciwszy za ucho, pociągnęła do sąsiedniego pokoju. Pomimo próśb i szlochania dziecka, macocha poczęła ją bić niemiłosiernie, dopóki nie zmęczyła się sama. Wyszła z pokoju czerwona, jak burak. Zosia szła za nią, płacząc rzewnie. W salonie pani Flszlni raz jeszcze zwróciła się do niej i poczęstowała pięścią wreszcie osunęła się na kanapę, ciężko dysząc.
Obecne przy tej scenie panie nie wiedziały co począć z sobą; starały się ukryć
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.