— Jak tylko pani zechce — odpowiedziała pani Marja tym samym tonem.
— Jakto? Mogłabym wyjechać za trzy dni nawet?
— Chociażby jutro.
— Co za szczęście! Pani jest doprawdy niezmiernie dobra! A zatem odeślę Zosię pojutrze.
— Doskonale. Będę ją oczekiwała.
— Ale przedewszystkiem nie psujcie jej, kochane panie; strofować ją trzeba nieustannie, widzicie jak sobie z nią radzić należy.
Zosia pośpieszyła tymczasem do swych małych gości. Dziewczątka, które wysłuchały całej awantury były przekonane, że Zosia dręczona pragnieniem, wypiła istotnie wino w pokoju macochy i że nie miała śmiałości przyznać się do winy.
— Jakże mi jest przykro, moja Zosieńko, odezwała się Kamilka, ściskając płaczącą dziewczynkę za rękę, że nie powiedziałaś szczerze co cię skłoniło do wypicia wina. Mogłaś przecież przyznać się, że byłaś bardzo spragniona. Nie ukarałaby cię tak srogo, jak teraz, podejrzewając o kłamstwo.
— Nie wypiłam tego wina, daję ci słowo, odrzekła Zosia, łkając.
— A cóż znaczą te ślady stóp twoich, o których mówiła macocha.
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.