— Czy ja wiem? Pewno koło dworu. Ale nie chce się przyznać i tylko domyślam się, bo sukienka cała zlana jakimś czerwonym płynem, jakby winem, a piasku też tu niema, jeno koło dworu.
— Jakby winem, powiadacie? pytała Zosia z zainteresowaniem. Zkądże dostała wina?
— Nie rozumiem, doprawdy, a nie chce się przyznać do niczego.
— Czy to nie ona przypadkiem ściągnęła wino z pokoju mojej macochy? zawołała Zosia.
— Bardzo być może, nieraz chodzi tam, zanosząc zioła na kąpiel dla pani. Może i przytrafiło się, że nie zostawszy nikogo, sięgnęła po wino. Gdybym się dowiedziała że tak było, tobym jej rózgą dała jeszcze lepiej, niż pani naszej panienusi.
— Moja macocha wytrzepała mnie sądząc, że to ja wypiłam wino, ale wcale tam nie byłam.
Ogrodniczka poczerwieniała z oburzenia:
— Czy podobna — zawołała — żeby panieneczka miała cierpieć niesprawiedliwie przez tę moją Kasię utrapioną? Muszę koniecznie wybadać jak to było z tem winem. Chodź no tu, Kasiu, prędzej.
— Nie mogę, mamo, odezwał się głos z sąsiedniej izdebki. Noga mię bardzo boli.
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.