U Ignaców spodziewano się lada dzień małego przybysza, dlatego w niedzielę żadne z nich nie poszło do kościoła, który był oddalony o trzy mile, ani też nie mogli ojca posłać furmanką, chcąc mieć konie na wszelki wypadek w domu.
Poszedł więc Maciej pieszo z jednym z robotników, gdyż pilno mu było wypłakać w kościele tęsknotę i żal.
Kościółeczek biedny maleńki, jeszcze bardziej przygnębił Macieja, gdy jadnak usłyszał polskie kazanie i takie polskie, jakiego w kraju nigdy nie słyszał boć tam tego nie wolno..... stopniała i rozradowała mu się dusza. Po nabożeństwie kazał robotnikowi iść do domu, sam zaś pospieszył na plebanię, aby uścisnąć ręce takiego polskiego księdza i użalić mu się ze swego utrapienia.
Ksiądz przyjął go bardzo mile i z godzinę z nim gawędził. Pocieszony i jakoś więcej pogodzony z Ameryką, powracał Maciej do domu. To nabożeństwo, ta rozmowa z księdzem, przeniosła go w strony rodzinne, zdawało mu się, że to z Grzybowa powraca z kościoła i dawnym obyczajem zaczął nucić różaniec. Zatopił się cały w modlitwie i wspomnieniach, gdy z boku
Strona:Staś Helena - Polski pień.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —