Strona:Staff LM Zgrzebna kantyczka.djvu/25

Ta strona została przepisana.
CHARTY.


Białe charty prowadzi na smyczy, zgarniętej
Krótko w pięści, by wstrzymać ich pęd niecierpliwy
Poprzez świeżo zasiane oziminą niwy —
I bacznie wkoło patrzy z popod brwi ściągniętej.

Las się pali jesienią wdali wstęgą długą,
Z bagien w dole dochodzi rzadki rechot żabi,
Kania żałośnie siostry w powietrzu swe wabi,
Słuchy nastawił szarak poza brózdy smugą.

Ujrzał rzeszę idącą doń ostrożny zając:
Porwał się wraz i słuchy położył na grzbiecie,
Czmycha, skokami opył z gleby suchej miecie...
Drżą charty, delikatnie po ziemi stąpając.

I patrzą w oczy onej, co je w smyczy wiedzie,
Spozierająca tęsknie wdal do nieboskłonów...
W nogi wetknęły sute kity swych ogonów
I zbiły się trwożliwie w bezładnej czeredzie.

Zdają się ważyć dziwne swej pani uczynki:
Uszedł szarak, w las poszedł, nawet nieścigany!...
Niespokojnie zwróciły oczy na twarz Diany
I ujrzały łzy w modrych źrenicach boginki...