nie miał razu wytrwać. Ale pan hetman, widząc rzecz niebezpieczną i pełną wielkiej trudności, gdyż nieprzyjaciel dobrze się był ufortyfikował a moskiewski naród są bardzo pertinaces[1] do bronienia, wiedząc od więźniów, że żywności o male to wojsko ma, bo jedno tym żywi byli, co kto w tajstrze[2], albo w sakwach z sobą przyniósł, oblężeniem chciał ich do poddania przycisnąć. Ażeby żywności i dla nich i dla koni obronić[3], kazał grodki małe in locis opportunis[4] postawić, także drzewa wkopując, a rowem one grodki okopane były capaces[5] sta człeka, osobliwie przeciwko temu miejscu, gdzie wody dostawali. Osadził one grodki część piechotą, część kozaki; więc w niedostatku piechoty i jazda widząc istius rei necessitatem[6] pacholikami bronili im wyjścia. Bo kusili się na każdy dzień po kilkanaście razy, czyniąc wycieczki. Ale im to nie szło, bo nasi z onych grodków odstrzeliwali ich, osobliwie u wody. Jako potym sam Wołujew powiadał, do pięciuset człeka im pobito. I w naszych jednak, zwłaszcza piechocie, nie było w tych częstych utarczkach bez szkody.
Będąc Wołujew tym sposobem ściśniony, posyłał, a posyłał. Nocą wykradali się lasy posłańca do kniazia Dymitra Szujskiego, który był pod Możajskiem, stamtąd mil dwanaście, dając znać o swym niebezpieczeństwie i jeśliby prędko nie był ratowan, że dla niedostatku żywności wojska zatrzymać nie może. Bo i tak już niektórzy poczynali rokować z Moskwą, która była przy panu hetmanie.
Zaczym kniaź Dymitr Szujski, zabrawszy się z wojskiem tak swym jako i cudzoziemskim, gdyż Pontus z Mo-