Słysząc to pan hetman, porozumiał się z dumnemi bojary, żeby się ruszyć nocą a obegnać tego łotra w monastyrze i starać się, aby go pojmać. Ruszyliśmy tedy, godzina w noc. Przyszło nam z obozu iść przez miasto same, Moskwę, a bojarowie już przedtym, nimeśmy nadeszli (bo nam dwie mile było do miasta chodzić), wywiedli do trzydzieści tysięcy wojska w pole. Nasze wojsko weszło w miasto, w zamki niemal puste, ale sine omni maleficio[1], nie zsiadając żaden z konia, przeszliśmy i tym wielką konfidencyą[2] Moskwa o panu hetmanie i o nas wzięli, że wszedszy wszystkim wojskiem i mając w ręku swych zamki i miasto, takeśmy się z niemi bona fide[3] obeszli.
I byłby ten zawód niedaremny, by był zdrajca jeden Moskwicin, który z Moskwy do szalbierza uciekł, onego nie przestrzegł. Wziąwszy tedy impostor od tego Moskwicina sprawę, że wojsko nań pan hetman ruszył, wpadszy na konia, i panią swoję i białogłowy na konie wsadziwszy, uciekł z tamtego monastyru, z nim tylko Zarudzki z kilkiem set koni duńskich kozaków. Jako się potym ukazało, na Sierpuchów ku Kałudze się obrócił; bo wielu ludzi było rozumienie i on sam taki był głos puścił, że do Kołomnej. Zamek to jest dobrze warowny, nakształt Smoleńska, połowicą od Smoleńska mniejszy; ale w położeniu bardzo dobrym, na ujściu rzeki Moskwy w Okę. Niepewność, którą drogą się szalbierz obrócił, była przeszkodą, że zaraz wojsko za nim w pogoń nie poszło i noc była i z sześć godzin miał naprzód.
Tak pan hetman do obozu, bojarowie wrócili się do miasta. Nazajutrz zaraz bojarowie i wszyscy przedniejsi pa-