że już potym o żadnej rezystencyi[1] nie myślili. Kto zapalił, non constat[2], jeśli nasi? czyli oni? większa część, co się na to zgadzają, że samaż Moskwa zapaliła.
Tak Smoleńsk, który był za króla Zygmunta stracony, wnuk jego król Zygmunt rekuperował[3] anno 1611 die 11 Junii[4].
Ogień doszedł prochów, których jeszcze byłoby i na kilka lat dostatek. Uczyniły też okrutny efekt. Cerkiew była jedna i wielka, gdzie archiepiskop miał swoją sedem[5] i tej z połowicę prochy wyrzuciły i rozniosły. Nie wiedzieć, gdzie ludzie, którzy się tam byli zeszli, się podzieli. Z dymem do Pana Boga poszli. Gdy się ogień rozszerzył, siła ich, co się jako w Moskwie także dobrowolnie w ogień precypitowali[6] za przesławną, jako mówili, wiarę. Sam Szein zamknął się na jednej baszcie, i tam, jako się wspomniało, na Niemcy strzelając, irytował ich zabiciem kilkunastu, że go chcieli pertinaciter[7] dobywać. Ale nie łacnoby im to było przyszło, bo się już był odważył, że chciał zginąć, acz ci, którzy przy nim byli, jęli go od togo odwodzić. Najwięcej go podobno od tego odwiódł syn, małe dziecię, którego przy sobie miał. Kazał tedy wołać o pana kamienieckiego, który gdy przyszedł, a Niemcy, którym Szein, jako rozrzewnionym[8] nie ufał, odwiódł, wyszedł do niego Szein z synem i z inszemi, których z sobą miał. On pułk ludzi, który był z panem starostą felińskiem, ni do czego się nie przydał, aż kiedy ci, co z blanków z panem kamienieckim i dziurą z panem marszałkiem tam przyszli, toż tym, którzy byli z panem starostą felińskim, drabiny przystawiali, za ręce ich wciągnęli. Chciał był pan