Gorecki rotmistrz, który tam z panem starostą felińskim był, kusić się; ale sposobu nie było wejścia. I sam ten rotmistrz Górecki tam postrzelon. Jeden tylko Moskwicin wystrzelił i od tego postrzału umarł.
Zamek wszystek prawie wygorzał, mało co zostało budowania. Prochy, jako się wspomniało, wygorzały, zostało ich jednak po basztach po części. Kul tak wielka rzecz się znalazła, że do kilku zamków głównych byłby ich dostatek. Żywności bardzo wiele pogorzało, jednak i zostało jej po części, żyt, owsów, gęsi, kur, pawiów.
Jedna rzecz się przypomni, która godna jest podziwienia. W one wyrzucenie prochów, dwoje ludzi rum[1] przykrył, chłopa z dziewką. Szesnastego dnia, gdy hajducy szukali, ut moris est[2], zdobyć co, odmiatając, przewracając rum, poczęli się one dwoje ludzi ozywać i odgrzebli ich. Dziewka zaraz, skoro na wiatr wyszła, umarła. Chłopa dowieziono do obozu, prosił do łaźni, o gorzałkę, dano mu wina, skoro się napił, i ten zaraz umarł. To jednak dziwna, że szesnaście dni tak mogli wytrwać.
Podziękowawszy Panu Bogu król jegomość, żołnierzom też dziękował, bankietował ich tamże w zamku. Pana kamienieckiego województwem bracławskiem i starostwem[3] kamienieckim, co po jego bracie wakowało, inszych też wedle okazyi, jaka komu podać się mogła, remunerował[4]. Działa niektóre burzące, gdyż ich też tam było dostatek, Dnieprem do Orszy spuścić kazał. A i sam tymże Dnieprem do Orszy a potym lądem ku Wilnu dla sejmu brał się. W Tołoczynie