Szeptano przy Dworze, że miała mieć miejsce wielka scena. Wielka Księżna rzuciła się do stóp cesarzowej i że łzami ją błagała, by zechciała zezwolić na powrót do Niemiec, bo dalej nie jest w stanie znosić pogardliwego i poniżającego postępowania męża. Z wielkim trudem udało się cesarzowej podnieconą uspokoić... W tym to okresie czasu, kiedy Katarzyna bezradnie rozglądała się dokoła, nie wiedząc co począć i jaką decyzję powziąść, natrafiła na człowieka, który w jej dziejach i losach miał decydującą rolę odegrać. Był nim Grzegorz Orłow. Gdy po raz pierwszy go ujrzała, poczuła gdyby tok elektryczny, a przez głowę przebiegła myśl, iż on byłby jedynym, któryby pustkę powstałą po wyjeździe Poniatowskiego zapełnić potrafił... Grzegorz Orłow, wraz z czterema swemi braćmi służył w gwardji, sam zaś wybitnie się odznaczył w bitwie pod Zinzendorf. Był okazem świetnie zbudowanego samca. Mało wykształcony, nie cieszył się wielką w armji sympatją. Obawiano się go raczej, gdyż w częstych napadach wściekłości, sprawiał wrażenie szaleńca. Posiadał we wzroku gdyby siłę magnetyzerską, że wszystko się przed nim gięło, lub pokornie ustępowało z drogi. Chętnie mawiał, iż ani kula ani żelazo go się nie ima wobec czego ran i śmierci się nie boi. Chętnie prowokował na bitki, z których wychodził zwycięsko.
Takiego jegomościa kochanką, po wytwornym i europejskim Poniatowskim, stała się z własnej inicjatywy Wielka Księżna. W pokoju Grzegorza nocne odbywały się schadzki, podczas gdy w dzień najściślejsza miała być zachowana tajemnica.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Życie i miłostki imperatorowej Katarzyny II.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III.
Orłow.
11