że będzie to bezcelowa praca. A tymczasem ten bandyta, naprawdę, zdoła się zachować!
— Hm... mruknął wywiadowca, który zdążył oświetlić mosiężną tabliczkę, wiszącą na drzwiach i sprawdzić nazwisko tej, z którą rozmawiał — Nie mamy najlżejszego powodu powątpiewać w słowa, szanownej pani! Jest pani ostatnią chyba osobą, która byłaby zainteresowa w dopomożeniu zbiegowi do ucieczki!...
Aczkolwiek słowa te zabrzmiały mocno tajemniczo, dama odparła bez namysłu:
— I ja tak sądzę!
— Nie będziemy więc przetrząsali mieszkania! — oświadczył — W rzeczy samej, skoro pani cały czas znajdowała się w otwartem oknie, byłoby to bezcelowe...
— Zapewniam...
— Ale, wprost wydaje mi się to wszystko niepojęte! Gdzie się schował, skoro tu go niema? Coś niebywałego! Niby, w powietrzu się rozpłynął... Ha, trudno... Szukajmy go na ulicy!
W tonie wywiadowcy zabrzmiało pewne zniechęcenie. Uważał, że trudne będą dalsze poszukiwania i zły był, że pomiędzy palcami wyślizgnęła mu się tyle upragniona zdobycz. Lecz, stojącej przed nim damie, z pewnego względu musiał wierzyć i w tym wypadku żywił do niej ślepe zaufanie. Skłoniwszy się tedy, odwrócił się i niby na pociechę, rzucił:
— Trzeba przetrząsnąć wszystkie bramy! Policyjne posterunki są zawiadomione i długo nie będzie w stanie się ukryć!
Młody człowiek posłyszał zatrzaśnięcie frontowych drzwi, później stuk zamykanej z łoskotem bramy. Głosy ludzi, stojących pod oknem, poczęły cichnąć i oddalać się.
Odetchnął głęboko. Naprawdę był uratowany.
Tymczasem, tajemnicza wybawicielka, zamieniła jeszcze kilka głośniejszych słów w przedpokoju — zapewne ze służącą, zbudzoną niezwykłym hałasem — i odprawiwszy ją, powróciła do saloniku. Podeszła do okna, zamknęła je starannie, zapuściła storę i wtedy,
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.