Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

skiego odegrać jaknajturalniej, jadł z udanym apetytem, a nawet wypił parę kieliszków węgierskiego wina. Dopiero, gdy mogła sądzić, że nasycił swój głód, począł sprytnie, zmierzając do celu:
— Więc powiadasz, że twój małżonek dziś nie powróci, gdyż poszukuje jakiegoś warjata?
— Tak! — posłyszał odpowiedź — Uciekł jakiś obłąkany, na którym mu bardzo zależy!
— Któż to taki?
— Nie pytałam o nazwisko! — odrzekła zupełnie szczerze — Wiesz, że mało mnie obchodzą sprawy Wilhelma! Podobno, młody człowiek z dobrej rodziny, ale niebezpieczny szaleniec! Rzuca się na ludzi i różnych narobić jest w stanie nieszczęść. Dlatego Wilhelm zaalarmował całą policję i wraz z wywiadowcami go tropi....
— Acha! — bąknął, uśmiechając się w duchu, na myśl, jak przeciągnęłaby się twarz romantycznej doktorowej, gdyby dowiedziała się, że ten niebezpieczny szaleniec tuż koło niej siedzi.
Dotychczasowa, jednak, indagacja nie dała rezultatu. Nie tracił, nadal, nadziei.
— Sądzisz — znów zapytał — że na tych poszukiwaniach upłynie cała noc?
Przymrużyła nieco oczy, robiąc filuterną minkę. Mniemała, że rzekomy Darski niepokoi się o to, czy doktór do domu niespodziewanie nie powróci.
— Możesz nie żywić najlżejszej obawy! — oświadczyła trochę ironicznie. — Wilhelm wpadł dziś do mnie nad wieczorem, jak zwykle w piątki, ale nawet nie jadł kolacji. Doręczono mu jakiś list, zerwał się od stołu, niczem oparzony i uciekł...
List? Od kogo?
— Nie wiem! Powtarzam ci, że nie ciekawią mnie jego interesy! Przypuszczam, w sprawie tego warjata! Podarł go i wrzucił do kosza! — wskazała w kierunku koszyka, znajdującego się biurkiem — A na odchodnem mi oświadczył: Nie czekaj na mnie Klaro, zapewne nie wrócę. Muszę znaleźć tego gałgana za wszelką cenę i wspólnie z agentami przetrząsnę