Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie podejrzane hoteliki i kryjówki. A później, pojadę prosto do sanatorjum...
— Ach, tak, Klaro! — wykrzyknął, radośnie.
Przedewszystkiem dowiedział się, jak kochana doktorowa ma na imię, a nieświadomość ta mocno dotychczas przeszkadzała mu w odgrywaniu roli czułego kochanka. Jednocześnie dowiedział się rzeczy po stokroć ważniejszej i nie zawiódł się w swej nadzei, że tu pod biurkiem, w koszyku, znajdował się, wprawdzie podarty, ale list o nim! Szczątki tego listu musi zdobyć koniecznie.
— Doskonale się składa, Klaro! — szepnął.
Aczkolwiek, każde z nich myślało o czem innem, słowa młodego człowieka, były znakomitą odpowiedzią na jej poprzednie wyznania. To też, sądząc, że uspokoiła go całkowicie, iż Tretter tej nocy z powrotem w mieszkaniu się nie zjawi, jęła czule wykładać, tuląc się teraz do niego.
— Nic nam nie stanie na przeszkodzie! Możesz pozostać do rana, a rano, gdy dozorca bramę otworzy, wyślizgniesz się z domu! Chyba nie nęci cię powtórna podróż przez okno?
Objęła go ręką za szyję, a jej usta wpiły się w jego policzek.
— Prawda Januszku?
Domyślał się o co nadobnej doktorowej chodzi i po raz wtóry znalazł się w sytuacji biblijnego, cnotliwego Józefa. Ale, choć pani Klara, osoba nieco obfita w kształty i w balzakowskim wieku, mogła być wcale jeszcze godna pożądania, a jednocześnie zemściłby się w wyrafinowany sposób nad swym oprawcą dr. Tretterem, przypinając mu rogi, nie nęciła go podobna zemsta, jak swego czasu nie nęciły go niedwuznaczne awanse Loli.
Ale zachodziła zasadnicza różnica. O ile od Loli odczepił się natychmiast, nie zważając na jej dąsy, tu musiał politykować, i udawać gorącego amanta, dopóty, dopóki upragniony list nie znalazłby się z jego posiadaniu.
— Prawda! — przywtórzył, całując ją w pulchne,