obnażone, a pachnące pudrem ramię — Również, stęskniłem się za tobą!
W odpowiedzi na te słowa, wydało mu się, że jakaś góra runęła na niego. To tęga doktorowa porwała go w swe objęcia.
— Złoty, jedyny! — szeptała — Tak cię pragnę całować i pieścić! A potem, pogadamy o przyszłości... Jeśli potrzeba pieniędzy, zawsze gotowa jestem dopomóc...
— Tak... tak... — szeptał przytłoczony tym woniejącym perfumami ciężarem, myśląc jednocześnie, jak sprytnie wybrnąć z tej sytuacji.
Namiętna pani Klara, sama, niechcący znalazła wyjście.
Nagle wypuściła go z objęć.
— Pójdę do sypialni! — szepnęła, powstając z tapczana i wciąż patrząc na niego łakomemi oczami — Pójdę, żeby poprawić moją tualetę i należycie przyjąć kochanego Januszka! Zaczekaj, chwilę... Kiedy wszystko będzie gotowe, sama cię zawołam...
Świetnie, Klaro! — odetchnął zwolniony od przytłaczającego go słodkiego, żywego balastu — Tu, na ciebie zaczekam...
Odeszła, posyłając mu pocałunki, w przewidywaniu oczekujących ją rozkoszy. Ale, on miał już w głowie ułożony plan.
Gdy, tylko znikła, niczem kot, na palcach, po cichu zbliżył się do biurka i chciwą rękę zagłębił w stojącym pod nim koszu. Pochwycił całą garść kawałków zapisanego papieru i szybko rozłożył je na stole.
Tretter podarł list, niemal na drobne strzępki i z trudem dawało się złożyć poszczególne części, a z nich pochwycić jakiś sens. Czynił to powoli i z mozołem, uspokojony dobiegającem z sypialni pluskaniem, że Klara mu w tej czynności nie przeszkodzi.
Wreszcie, udało mu się połączyć kilka, zapewnie ostatnich fragmentów listu.
Przeczytał:
...wielkie... niebezpieczeństwo... trzeba... pochwycić koniecznie. Ma pieniądze... jeśli zobaczy przyja-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.