Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Łapcie go! Łapcie...
Tym razem, jednak, alarm pozostawał daremny. Widniało już, a sąsiedni mieszkańcy musieli być mocno uśpieni, gdyż żadna głowa nawet nie wysunęła się z okna. Również, na ulicy nie pojawił się posterunkowy, a w pobliżu nie widać było przechodniów.
— Uciekł! Uciekł! — powtarzał z pasją, widząc, jak sylwetka młodego człowieka znika coraz szybciej, aż wreszcie zginęła całkowicie na jakimś zakręcie — Miałem go i z pod ręki prysnął mi łajdak!
Cały swój gniew teraz skierował w stronę żony.
— Hetero! Nierządnico! — wrzasnął, podwójnie wściekły — Więc do tego już doszło, że zdradzasz mnie z mojemi własnemi warjatami?
Stała nadal nieruchomo, trzęsąc się ze strachu w swej koszulce i nic nie rozumiejąc z wykrzykników małżonka.
Następne jednak słowa, nasunęły jej myśl, że Tretter z gniewu oszalał.
— Darski? Warjat? — mało się nie wyrwało.
— Ten zbój — dalej ryczał — będzie przyczyną mojej zguby, a ty go pieścisz i całujesz? Chciałaś zostać jego kochanką, a może nią i byłaś, bo przyłapałem was w sytuacji, więcej niż dwuznacznej! Każdy chłop ci dziś już dobry? Rzucasz się zbiegłemu z mojego zakładu furjatowi na szyję, zamiast go odddać w ręce policji?
Romantyczna pani Klara, nadal już nie wątpiła, że małżonkowi jej, dzięki daremnym poszukiwaniom zbiegłego z sanatorjum obłąkanego pomieszało się w głowie i że przyjął Darskiego za zbiega. Ze sprytem, jednak, właściwym każdej kobiecie, postanowiła natychmiast wykorzystać sytuację. Była uratowana.
— To tak! — rzekła, robiąc płaczliwą minę — To tak się postępuje? Zostawiasz mnie samą, narażasz na napaść szaleńca, a później obrzucasz wymysłami? Paskudny z ciebie brutal.
— Co? — zawołał zaskoczony.
— Pewnie! — mówiła, a w jej głosie brzmiały teraz nuty gniewu — Śpię sobie najspokojniej, a tu jakiś