Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

no i łapano, wrzaski te, dziwnym trafem, nie zwabiły nikogo i młody człowiek znikł na zakręcie ulicy, zanim ktokolwiek zdążył zauważyć dokąd biegnie.
Dopiero, gdy znacznie oddalił się od domu, w którym spotkała go ta romantyczno-dramatyczna przygoda i gdy upewnił się, że nikt go nie ściga, przestał pędzić, a jął kroczyć normalnie, niby śpieszący na spoczynek, zapóźniony przechodzień.
Minęła trzecia, rozwidniło się całkowicie, a ulice dokoła świeciły pustkami. Chwilowo nic mu nie groziło. Pojmował jednak, że zewsząd czyha niebezpieczeństwo, że władze nie ustaną w poszukiwaniach, że rozesłano jego rysopis — jak mógł się na smutnem doświadczeniu z wywiadowcą w swym hoteliku przekonać — i że, gdy kipiący ze złości Tretter teraz zawiadomi kogo należy, gdzie odnalazł zbiega, pościg rozpocznie się ze zdowojoną zaciętością.
O nadobnej pani Klarze i o tem, jak wytłumaczy niezwykłą, a mocno podejrzaną wizytę rzekomego Darskiego, nie myślał wcale. Jedna zaprzątała go troska. Jak spędzić ten szereg godzin, dzielących od pory, o której, bez nieprzyzwoitości, do mieszkania matki panny Janeczki będzie mógł się udać. Bo, poza tem schronieniem, nie widział już innego ratunku i tam tylko w swej okropnej sytuacji mógł liczyć na pomoc. Najwcześniej wypadało zjawić się u niej koło osmej zrana, a do tej godziny trzeba było błąkać się po ulicach. Gdyż, przecie, nie mógł zarykować noclegu w innym hotelu.
Prawie cztery godziny, w ciągłym niepokoju i obawie zatrzymania! Aby skrócić ten czas szedł prosto przed siebie, starannie omjając policyjne posterunki. I nadal sprzyjał mu los. Na jego wędrówkę nie zwracano uwagi.
Tak, sam nie nie wiedząc kiedy, dotarł na Most Poniatowskiego i spoczął, znużony, na kamiennej ławeczce. Choć nadal napawał go lękiem każdy zbliżający się mężczyzna, zarówno w mudurze, jak i w cywilnem ubraniu — mógł to być przebrany agent — tu postanowił zaczekać.